Martin mieszkał w dzielnicy portowej. Było już bardzo późno, kiedy dotarli do jego mieszkania.
- Cholera, co się dzieje, kto to był - powiedział zdenerwowany Martin - co ona takiego zrobiła.
- Może dowiemy się czegoś z listu, który znalazłem w tubie? - zapytał Kalif.
- Przyniosę wino - powiedział.
Kalif wyciągnął list i zaczął czytać. Z tuby wyleciała też kula wielkości pięści z kolorowymi nitkami w środku.
Po kilku chwilach przyszedł Martin niosąc ze sobą antałek wina, kubki, chleb i smalec. Usiedli przy niewielkim drewnianym stoliku. Kalif nalał wina i zabrali się za jedzenie.
- Znalazłem też dziwny kamień w tubie - powiedział łowca - wygląda jak kula i ma w środku dziwne kolorowe nitki.
- Pokaż - powiedział i wziął kulę do ręki - trochę się znam na błyskotkach.
Martin wziął do ręki dziwny klejnot i zaczął go oglądać.
- Z tego listu wynika, że twoja znajoma była szpiegiem - Kalif podniósł wzrok na kompana.
- To niemożliwe - odparł - Sakia nie mogłabyś szpiegiem.
- Pracowała dla Diakonów - dodał łowca
- O bogowie to niemożliwe - powiedział ściszonym głosem.
- Napijmy się - Kalif nalał wina do kubków - niech jej ziemia lekką będzie.
Wznieśli toast i wypili. Kalif prawie się zadławił, kiedy zobaczył, że klejnot zaczyna migotać a po kolorowych nitkach w środku kuli przemieszczają się malutkie iskierki.
- BZZZZ, BZZZZ - odgłos wydobył się z kryształu i brzmiał jak tarcie pilnikiem kowadła.
- BĘDZIE PRZEKAZ - kula zaświeciła niebieskim światłem - PODAJ HASŁO.
- Hasło? - oboje zrobili głupie miny - jakie hasło?
- SAKIA RUSZ SWOJĄ ŚLICZNĄ DUPKĘ - zaskrzeczała kula - SŁYSZYSZ MNIE?
Oboje jak zaczarowani siedzieli i wpatrywali się w kulę.
- CO SIĘ TAM DO CHOLERY DZIEJE? - kula zamigotała, zmieniła kolor na zielony.
Nad kulą zmaterializowało się niewielkie oko. Kalif i Martin pootwierali gęby ze zdziwienia.
- KIM JESTEŚCIE!?! - kula zmieniła kolor na czerwony - GDZIE SAKIA???
- Sakia nie żyje - powiedział drżącym głosem Martin.
- I WY TEŻ DŁUGO NIE POŻYJECIE!!! - kula zrobiła się tak jasna, że musieli zasłonić oczy dłońmi, po czym blask zgasł.
- Co to było? - zapytał Kalif
- Chyba jakiś przekaz - odparł Martin - cholera wie.
Kalif wsadził klejnot do tuby a list spalił nad świeczką.
- Musimy się tego pozbyć - powiedział
- Jutro utopimy to w rzece, a na razie musimy się wyspać.
Ktoś był w pokoju, Kalif obudził się, ale nie otwierał oczu. Czekał aż intruz zrobi krok w jego stronę.
W pokoju było ciemno, tylko blask księżyca wpadający przez okno oświetlał pomieszczenie bladą poświatą.
Usłyszał delikatne skrzypnięcie podłogi przy łóżku.
- Kalif uważaj! - krzyknął Martin trzymany przez wielkiego draba.
Otworzył oczy i zerwał z siebie kołdrę, po czym kopnął postać, która pochylała się nad nim. Intruz zatoczył się i cofnął w stronę okna. Łowca zerwał się na równe nogi, błyskawicznie podbiegł do napastnika, obrócił się i z niewiarygodną prędkością kopnął postać w twarz.
Intruz wyleciał przez okno razem z kawałkami szkła i odbił się od muru na przeciwko, po czym z fragmentami tynku wylądował z hukiem na uliczce.
- Nie ruszaj się, albo ten zginie - powiedział duży, trzymając wielkimi łapami szyję Martina.
Zza wielkiego draba wyszła niewielka zakapturzona postać i stanęła naprzeciw łowcy.
- Niezły popis - powiedziała postać kobiecym głosem - ale wystarczy tej kopaniny.
- Czego od nas chcecie? - zapytał Kalif patrząc, to na kobietę, to na wielkiego.
Kobieta zdjęła kaptur i popatrzyła na Kalifa. Miała białe włosy, które sięgały jej za ramiona.
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziała kobieta.
Uniosła ręce do góry i wyszeptała kilka słów. Kalif poczuł się senny, zatoczył się i upadł.
A potem zasnął.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz