31 grudnia 2008

Nowy layout Chwalipięty

Dzisiaj stała się rzecz od dawne przeze mnie przygotowywana. Portal dla Chwalipięt zyskał całkiem nowy wizerunek. Prace nad nowym wizerunkiem trwały kilkanaście dni, ale opłaciło się. Teraz Chwalipięta nawet mi się podoba. Od razu idąc za ciosem zrobiłem userbara i bandery reklamowe. Całość zamieszczam poniżej do wglądu.


Nowy Layotu

Banner reklamowy

UserBar

30 grudnia 2008

Netbookowa dziura i W7

Od kilku dni po torrentach krąży alfa Windowsa 7, która to jakoby wyciekła z Microsoftu.
Jasne.
A może raczej została wylana żeby zatopić systemy, które chętnie by zalepiły netbookową dziurę, do której po wstrzymaniu sprzedaży XP Microsoft nie miał by jak wejść.
No bo chyba nie z tym molochem Vistą, która zjada zasoby takiego netbooka przed otwarciem klapki.

Takie jest moje zdanie i pewnie nie tylko moje, bo dziwnym zbiegiem okoliczności zbiegło się to z okresem wycofania ze sprzedaży XP (co prawda za miesiąc, ale miesiąc to dobry czas na testy nowego systemu i to przez użytkownika końcowego).
I właśnie to ich działanie tak bardzo przypomina wydawanie kolejnych alf Ubuntu czy innych linuksów. Kiedy to użytkownicy mogą testować i zgłaszać znalezione błędy.

Nie ma to jak betatesterzy z całego świata…

Dowcip z górnej półki (8)

Rozmawia dwóch dziadków:
- Ja to już seksu nie uprawiam
- A ja to jeszcze raz w tygodniu mogę....
- Jak to możliwe?! Przecież jesteś ode mnie dwa lata starszy?!
- No wiesz, jem cały czas ciemne pieczywo i to pomaga
- Nic o tym nie wiedziałem! Nikt mi nie powiedział!
Tego samego dnia poszedł dziadek do sklepu i poprosił ekspedientkę o ciemne pieczywo
- Krojone czy w całości?
- A jaka to różnica?
- No wie pan, krojone to szybciej twardnieje....
- Kurwa, wszyscy wiedzieli...

23 grudnia 2008

Jestem chwalipiętą

W końcu zabrałem się porządnie za portal. Zarówno od strony technicznej, graficznej jak i marketingowej. Zmodyfikowałem trochę wygląd wizytówek na stronie głównej. okroiłem je z opisu.
Dodałem kategorie na stronę główną i wrzuciłem również ostatnie komentarze. Poza tym jest jeszcze dużo do zrobienia, ale teraz zaczęło mi się coraz bardziej chcieć. Bo najwyższy czas w końcu ruszyć z kopyta.
Aha no i niedługo pojawi się nowy layout, bo ten już się troszkę zestarzał i śmierdzi stęchlizną.

Tak czy siak zapraszam już teraz.


22 grudnia 2008

Licznik kliknięć

Prosty licznik kliknięć, który można zastosować do dowolnego linku.

Licznik Kliknięć

$plik = 'licz';
$count = @file($plik.'.txt');
$count=chop($count[0])+1;
$file = @fopen($plik.'.txt','w');
@fwrite($file,$count);
@fclose($file);
header("Location: http://".$_GET['u...rl']);
?>



wyświetlanie ilości kliknięć

$licznik = file_get_contents(BASEDIR."licz.txt");
echo $licznik;


Źródło: www.php-fusion.pl

Dowcip z górnej półki (7)

Przychodzi facet do sex shopu i szuka dmuchanej lali. Szuka długo,
sprawdza różne parametry, usta, oczy, nos, włosy. Wreszcie znajduje, niesie do ekspedientki i prosi, by zapakować.
- Może pani jeszcze sprawdzić datę produkcji?
- 9 stycznia 2005 r.
- Oj to fatalnie - Koziorożec...

Tapeta na nowy tydzień (52)



Rozdzielczość: 1920 x 1200

15 grudnia 2008

Dowcip z górnej półki (6)

Pani Kowalska, żeby rozwód był z winy męża musimy na niego coś mieć.
Czy maż pije?
- Nie, skąd, jakby tylko spróbował to ja bym mu....!
- Czy nie daje pieniędzy?
- Nie, absolutnie, oddaje wszystko co do grosza...już by mi tylko
schował złotówkę to ja bym mu...
- A może bije Panią?
- K...wa , tylko by rękę podniósł, to ja bym go przez okno pogoniła...
- A co z wiernością?
- O! Tu go mamy! Drugie dziecko nie jest jego !

Tapeta na nowy tydzień (51)


Rozdzielczość 1600 x 1000

8 grudnia 2008

Dowcip z górnej półki (5)

Znudzony Neron przygotowywuje plan igrzysk.
_No dobra, ale ja już mam tego dość.... wszystko już było... co ja mam zrobić
żeby było ciekwie... znów ci gladiotorzy, znów dzikie zwierzęta... ile tak
można?
W tym momwencie odzywa się stojący w kącie kapitan gwardii Pretorian, Maximus.
-To może ja podpowiem - rzecze skromnie i z cicha.
-Mów, Maximusie.
_Otóż może by tak...100 dziewic chrześcijańskich do słupów uwiązać, i jeden
sprawny legionista pozbawiłby je dziewictwa ku radości ludu?
-Ach, Maximusie!Coż za pomysł wspaniały! Lecz któż byłby w stanie podjąć się
tak trudnego zadania?
Maximus, skromnie się uśmiechnąwszy - no, ja bym się podjął.
Nastały igrzyska.
Sto dziewic, nagich lecz z wieńcami kwiatów na czołach, przywiązano do słupów
na srodku areny.
Lud wiwatuje.
Na arenę wychodzi Maximus. Jest prawie nagi. Słońce odbija się w kroplach potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Lud rzymski wiwatuje: Maximus, Maximus!
Pierwsza, druga, trzecia...
Maximus uśmiecha się zwycięsko. Słońce odbija się w kroplach potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Czwarta, piąta, i już dzisiąta...
Lud wiwatuje :Maximus! Maximus!
Jedenasta, piętnasta, dwudziesta...
Słońce odbija się w kroplach potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
TRzydziesta, czterdziesta...
Maximus jakby się zmęczył, lecz lud wiwatuje :Maximus, Maximus!
Pięćdziesiąta, sześdziesiąta, siedemdziesiąta...
Słońce odbija się w kroplach potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Osiemdziesiąta... osiiemdziesiąta pierwsza...
Maximus wyraźnie jest już zmęczony.Słońce odbija się w w coraz większej ilości
kropel potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta...
Lud wiwatuje: MAximus! Maximus!!
Dzewięćdziesiąta pierwsza... dziewięćdziesiąta druga...
Maximus bardzo zmęczony. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel
potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewęćdziesiąta piąta....
Słońce odbija się w w coraz większej ilości kroplel potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta szósta...
Maximus już ledwo zipie, lecz lud wiwatuje:Maximus!Maximus!
Dziewięćdziesiąta siódma...
Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta ósma...
Maximus na kolanach wlecze się do kolejnej, lecz lud wiwatuje:Maximus, Maximus!
Ledwo się podniosł....
dzie...więć...dzie...sią...ta...dzie..wią...ta....
Maximus próbuje wstać. Lecz nie wytrzymał. Padł.
A lud rzymski : Pe-dał! Pe-dał!!!!!

Tapeta na nowy tydzień (50)


Rozdzielczość: 1600 x 1000

3 grudnia 2008

gOS Cloud dla netbooków

Firma stojąca za systemem operacyjnym gOS, bazującą na Ubuntu dystrybucją Linuksa, uparcie promującą usługi Google, wydała gOS Cloud — system dla netbooków, który startuje jak błyskawica.

W notce o nieco tabloidalnym tytule gOS Cloud: System Google wyprzedza Windows, Paweł Iwaniuk pisze na Antywebie tak:

[gOS] jest uruchamiany przed startem Windows. Fakt ten może być nie bez znaczenia w przypadku, gdy dyskutujemy często o zaciekłej konkurencji między Google a Microsoft. W przypadku korzystania z netbooka, który w zamyśle jest urządzeniem przeznaczonym do serfowania po sieci oraz używania prostych aplikacji możliwe, że wielu użytkowników nie będzie odczuwało potrzeby kliknięcia przycisku “boot to Windows”. W takim wypadku, promowane będą aplikacje Google lub inne znane web apps.

gOS

gOS to nie pierwszy pomysł tego typu. Lekkiego, szybko uruchamiającego się Linuksa preinstaluje na laptopach Asus i Lenovo (nazywając go SplashTop), Hewlett-Packard (plotka i potwierdzenie) czy Dell (technologia ON). Czy firmie stojącej za Good OS — będącej notebene wzorem w dziedzinie promocji wolnego oprogramowania — uda się przebić? Przekonamy się już wkrótce, gdy premierę będzie miał pierwszy netbook z gOS firmy Gigabyte.

Źródło: OSnews.pl

Jak nie kupowac komputera.

Wszystkich tych, którzy planują kupić komputer zachęcam do zerknięcia tu
http://lajfmajster.pl/2008/12/01/jak-nie-kupowac-komputera
Można znaleźć tam kilka porad, które mogą was uchronić przed kupnem byle czego.
Polecam zwłaszcza osobom, które mają o komputerach średnie pojęcie.

Piękne fonty w Ubuntu

Lepiej późno, niż mieć nieciekawe fonty

Zbłądziłem. Przyznaję, być może rok temu zwróciłem uwagę na to, że Red Hatwyzwolone fonty, a może nie zwróciłem. W każdym bądźLiberation Fonts), ściągnąłem, skopiowałem, włączyłem nowe fonty i… Uwierzyłem.
Dramatyzuję? Niekoniecznie. Często stawiałem zarzut tematom GTK2, że są takie zamaszyste - zwykłe, proste okna potrafiły zająć mi pół i więcej ekranu w mojej rozdzielczości 1280×1024. Rozwlekłe widgety to jedno, a rozwlekłe fonty to drugie. Liberation Fonts udowodniły, że dzięki odpowiedniej czcionce można zyskać te pareset pikseli, mieć czcionki schludne, czytelne i takie miłe w oglądaniu. Naprawdę, polecam, jeśli ktoś cierpi na czcionkowstręt linuksowych standardów (Sans, Dejavu Sans, itp). Wyzwoleńcy występują w wersji Sans, Serif i Mono. I jeśli chodzi o pulpit, wystarczy.
umieścił w sieci swoje razie, bez tych fontów na moim pulpicie, to był rok niemal stracony. Niedawno obiła mi się ponownie ta nazwa o uszy (

Dla niewtajemniczonych zasady instalacji (po ściągnięciu paczki .tgz) - rozpakowujemy w np. katalog domowy, kopiujemy powstały katalog ‘liberation-fonts’ do /usr/share/fonts/truetype/ (potrzebne prawa roota - wymagane sudo (Ubuntu), lub zalogowanie się w terminalu jako root (Debian)).

Ja jestem zachwycony. O ile na Ubuntu 8.04 wszystko wygląda jak należy, o tyle na swoim stareńkim Debianie przekonałem się, że coś jednak na przestrzeni wieków zapaćkało mi się w paczkach/konfigach obsługujących fonty - hinting jest paskudny, co obliguje mnie do rozpatrzenia opcji wyczyszczenia partycji / i postawienia Sida na nowo.

Post Scriptum:

Takie są różnice w wyglądzie czcionek użytych na biurku (proszę zwrócić uwagę na zmiany w szerokości interfejsu):

Debian, DejaVu Sans (8):
dejavu_debian.png

Debian, Liberation Sans (8):
liberationsans_debian.png

Niestety, Liberation Sans, póki co na moim Debianie wyglądają słabo (Sid po przejściach). Jestem bliski do zaaplikowania bibliotek obsługujących fonty z Ubuntu (już kiedyś nawet to robiłem).

Ubuntu 8.04, DejaVu Sans (9):
ubuntu_dejavu.png

Ubuntu 8.04, Liberation Sans (9):
ubuntu_lib.png

Na Ubuntu wygląd fontów - jak dla mnie malinka.

Źródło: http://404.g-net.pl

1 grudnia 2008

Zabójcy i złodzieje cz VI

Martin pociągnął za łańcuszek i rozległ się odgłos dzwonka. po kilku chwilach przyszedł Greg i otworzył im furtkę.
- Dzisiaj nieczynne panie Martin - powiedział odźwierny - mamy jeszcze żałobę.
- Ja nie w tej sprawie - zadarł głowę do góry i popatrzył w smutną twarz Grega - chcemy z tobą porozmawiać.
- A o czym?
- Ale może nie w furtce - Kalif rozejrzał się po ulicy - możemy wejść na chwilę?
Greg pokiwał głową za znak, że mogą wejść. Zamknął za nimi furtkę i poszli w kierunku dworku.

Weszli do wielkiej kuchni. Na środku stał dość duży piec, nad nim na metalowym stelażu wisiały garnki, patelnie, rondle i inne sagany. Przy wejściu do kuchni stał wielki stół, przy którym na ogół siadała służba. Przy ścianach stały kredensy i półki z serwisami obiadowymi, kryształami i różnego rodzaju szkłem obiadowym. Podłoga wyłożona była białymi kaflami.
Usiedli przy wielkim stole. Greg przyniósł wino i kryształowe kieliszki.
- Słuchaj Greg - odezwał się Martin - wiesz może kto tego wieczoru był u Sakii?
Wielkolud popatrzył na Kalifa potem na Martina.
- Muszę sobie przypomnieć - zamyślił się.
Złodziej nalał wina do kieliszków.
- Napijmy się, może rozjaśnią się nam umysły - powiedział Martin.
Stuknęło szkło. Wypili wino.
- I co wielkoludzie, przypomniałeś sobie? - Martin popatrzył na Grega.
- Był u niej mężczyzna, przedstawił się jako Belius Treanix - popatrzył w sufit.
- Pamiętasz jak wyglądał? - zapytał Kalif.
- Miał dziwnie wąskie oczy i cienki wąsik, miał też dziwną bliznę na twarzy - popatrzył na blizną Kalifa - ale nie taką dużą jak twoja.
- Była trochę mniejsza - ciągnął dalej Greg - na lewym policzku, o kształcie półkola, wyglądało to tak jakby miał drugi uśmiech.
- Pewnie jak na ironie gość się nie uśmiechał - dorzucił Martin.
- Nie wiem, na co - odparł - ale faktycznie nie uśmiechał się.
- Widziałeś go już wcześniej? - Kalif drążył temat.
- Nie, nigdy.
- A jak był ubrany? - tym razem Martin postanowił się odezwać.
- A co to - łowca popatrzył na złodziej - konkurs piękności.
- Ty chyba z lasu jesteś - popatrzył z uśmiechem na Kalifa - jak będziemy wiedzieli jak był ubrany, to będziemy wiedzieli, w jakiej dzielnicy go szukać. Jeżeli był ubrany jak szmaciarz, to na pewno nie znajdziemy go w dzielnicy kupieckiej czy rządowej.
- Jednak masz, na czym czapkę nosić - dorzucił z uznaniem.
Martin popatrzył z wyższością na Kalifa.
- No więc Greg, jak był ubrany ten gość? - jeszcze raz zapytał Martin.
- Wyglądał na dzianego gościa - zapatrzył się na złodzieja - taki, co nie je byle, czego i byle, czego nie pije. Takich gogusiów można spotkać u nas w kupieckiej.
- Gdzie jest najlepsza gospoda w dzielnicy? - zapytał Martin.
- U Loony - odparł.
- Wiem gdzie to jest - powiedział Martin.
Wstali od stołu.
- No to na nas już czas - powiedział Kalif - dzięki Greg.
- Co ci się stało w rękę? - Greg popatrzył na złodzieja.
- Wypadek przy szlachtowaniu bydła - popatrzył na Klifa i uśmiechnął się.
- Trzymaj się wielkoludzie - rzucił przez ramię Martin.
- Do następnego razu - dodał Kalif.
Podeszli do furtki i wyszli na ulicę.
- Musimy zasięgnąć języka - powiedział Martin - miejmy nadzieje, że ktoś będzie coś wiedział.
- Też mam taką nadzieje - dodał łowca.

Późne popołudnie ustępowało drogi wczesnemu wieczorowi, kiedy szli ulicami Midgaru w dzielnicy kupieckiej. Domy, sklepy i karczmy wyglądały tu zupełnie inaczej niż w biedniejszych dzielnicach. Były jakby bardziej kolorowe. Murowane z czerwonej cegły i tynkowane kolorowymi tynkami kamienice przyciągały wzrok. Sklepy miały duże szklane okna, za którymi można było zobaczyć część towarów, oferowanych przez właścicieli. Karczmy, które mijali po drodze były większe niż w biedniejszych dzielnicach. Ulice były czyste i niemożliwością było spotkać tu jakiegoś żebraka. Co jakiś czas mijała ich straż miejska patrolująca dzielnice i pilnująca porządku. Przy ulicach stały wysokie latarnie.
Karczma "U Loony" była dość duża. Był to dwu piętrowy budynek. Na parterze znajdowała się jadalnia, a na piętrach pokoje do wynajęcia.
Weszli do środka.
W środku karczma prezentowała się okazale. Pomieszczenie było dość wysokie, trol mógłby się tu spokojnie wyprostować. Zamiast długich ław stały tu okrągłe dębowe, lakierowane stoły. Na ścianach wisiały niewielkie lampki, obrazy i oreż różnego rodzaju. podłoga zrobiona była z równo heblowanych desek pomalowanych jakąś bezbarwną farbą. Sufit pomalowany był na jasny kolor, i zwisało z niego kilka niewielkich żyrandoli.
Za drewnianym masywnym barem, pomalowanym na ciemny kolor, stał wysoki jegomość ulizany na prawą stronę. Za jegomościem na wielu półkach stały trunki w butelkach, butlach i antałkach. Było tego sporo. Po prawej od baru znajdowały się rzeźbione chody prowadzące na piętro. Klientów było niewielu, nieliczni siedzieli przy stolikach pili, jedli i rozmawiali.
Kalif z Martinem podeszli do baru.
- Uszanowanie - powiedział Martin na powitanie.
- Witam - odpowiedział Ulizany - czym mogę służyć?
- Dobre piwo - Martin popatrzył na antałek.
- Mamy tylko dobre piwo - odparł z wyższością - mamy także bardzo dobre piwo, ale pewnie nie na waszą kieszeń.
- Pewnie tak, dlatego weźmiemy to dobre - odparł Martin - bo jest dobre i tanie.
- Już podaje - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- A tak przy okazji - dodał Kalif - szukamy gościa z dziwną blizną na policzku, blizna jest w kształcie uśmiechu, nazywa się on Belius Treanix.
- Nie znam nikogo takiego - odparł i zaczął wycierać szmatką kryształowe szklaneczki.
Zabrali piwo, odeszli od baru i usiedli przy stoliku w rogu.
- Musimy poczekać może się zjawi - powiedział Martin.
- Chyba nie mamy innego wyjścia.
Upili po małym łyku.
- Całkiem dobre to piwo - Kalif obtarł pianę z ust.
- Faktycznie nie zgorsze.
- Ten Ulizaniec coś wie, dam sobie głowę uciąć, że wie - powiedział Martin - znam się trochę na ludziach.
- Można się przysiąść? - zapytała postać podchodząc do stolika.
- Jasne, że nie można - odparł błyskawicznie złodziej.
Kalif odwrócił się i wstał.
- Serafin - uścisnął mu dłoń - jasne, że można. Wybacz mojemu kompanowi, ale nie mógł wiedzieć, że się znamy.
- To jest Martin mój dobry znajomy - popatrzył na złodzieja - a to jest Serafin.
Serafin był postawnym mężczyzną o krótko przystrzyżonych czarnych włosach.
Miał na sobie rozsznurowaną ciemną koszule i skórzane długie przedramienniki wysadzane żelaznymi ćwiekami. Nosił szeroki skórzany pas, przy którym miał przypięty miecz. Pas przytrzymywał też bryczesy z brązowego materiału.
Miał wysokie czarne buty z ochraniaczami na kolanach. W buty miał wciśnięte nogawki bryczesów.
- Witam i proszę o wybaczenie - powiedział Martin.
- Nie ma sprawy - odparł Serafin - co ci się stało w rękę?
- Jak to się mówi, gdzie drwa rembią tak drzazgi lecą - odpowiedział - dostałem rykoszetem.
Kalif uśmiechnął się.
- Siadajmy, napijmy się piwa - dodał Martin.
- Panie kochany - Serafin wstał i zawołał w stronę barmana - dobre piwo trzy razy.
- Już niosę - odpowiedział patrząc na Serafina.
- Co was tu sprowadza?
- Mamy sprawę do załatwienia - odparł Kalif - a właśnie, może będziesz mógł nam pomóc.
- Jeżeli będę mógł, to nie ma sprawy - odparł - w czym rzecz?
Kalif podejrzliwie rozejrzał się po karczmie.
- Ano szukamy pewnego człowieka - powiedział ściszonym głosem łowca.
- Nazywa się Belius Treanix i ma dziwną bliznę na twarzy - ciągnął Kalif szeptem - bliznę ma na policzku i ma kształt uśmiechu.
Serafin łyknął piwa i zamyślił się.
- Chyba wiem, o kogo chodzi - odparł po namyśle - ale nazywał to on się inaczej, jakoś Siriusz, Siliusz, coś koło tego.
- A pies srał jego miano - powiedział Kalif - gdzie można go znaleźć?
- Prawie, co wieczór tu przychodzi - odparł.
- O wilku mowa - odwrócił się do Kalifa - to ten co właśnie wszedł, stoi przy barze.
Kalif i Martin odwrócili się jak na zawołanie. Przy barze stał Siriusz czy Siliusz i rozmawiał z Ulizańcem, popatrzył na Kalifa i puścił się pędem na schody.
Kalif wyskoczył jak z procy, przewrócił stół z dobrym piwem, oblewając nim Martina i Serafina.
Sirusz wskoczył właśnie na schody, Kalif był kilka kroków za nim i przyśpieszał z każdą chwilą. Dobiegł do schodów, gość z blizną, był już na ostatnich stopniach, wyskoczył i skręcił w korytarz. Kalif biegł jak opętany, wyskoczył na korytarz i nie zobaczył nikogo.
Jego wzrok przyciągnęła figurka cofająca się z kawałkiem ściany. Podbiegł do figurki i pociągnął ją do siebie. Za posążkiem znajdowało się wejście. Bez wąchania wszedł w półmrok. Schodki prowadziły w dół wijąc się jak serpentyna, było wąsko ale ściany nie krępowały ruchów. Odgłos kroków dobiegał z dołu. Kalif zaczął biec, najpierw powoli, a po chwili gnał na złamanie karku.
Wbiegł do niedużego pomieszczenia oświetlonego pochodniami.
W pomieszczeniu znajdowało się dużo klamotów jakieś beczki, skrzynki i stare meble.
Zza starej szafy wyskoczył Siriusz w ustach miał dmuchawkę, nabrał powietrza i strzelił w stronę Kalifa.
Wokół Kalifa wszystko zwolniło. Płomienie prawie stanęły w miejscu, cienie na ścianach zwolniły, prawie znieruchomiały. Mężczyzna powoli odciągał dmuchawkę od ust.
Niewielka strzałka szybko płynęła w stronę głowy Kalifa.
Łowca bez najmniejszego trudu uchylił się przed strzałką, wyciągnął szable i wszystko nagle przyśpieszyło.
- Nie ma tu żadnego okna - powiedział Kalif patrząc w oczy zabójcy - jak ty teraz uciekniesz?
- Nic ci nie zrobiłem! - wrzasnął - czego ode mnie chcesz.
- Mi faktyczni nic, ale zabiłeś Sakie - wymierzył szable w twarz Siriusza - na czyje polecenie?
- Na niczyje.
Łowca kopnął zabójcę w brzuch, ten skłonił się nisko. Potem kolanem uderzył go w twarz.
- Aaaaa!!! - zawył Siriusz.
- Na czyje polecenie?
- Jak powiem to mnie zabiją.
- A jak nie powiesz to ja osobiście wypruje ci flaki - przyłożył szable do jego brzuch i rozciął kawałek koszuli.
- Powiem, powiem!!! - krzyknął.
- Zamieniam się w słuch.
- Gildia złodziei zapłaciła mi za nią - odpowiedział ściszonym głosem.
- A co im się w niej nie podobało?
- Nie wiem, na bogów, nie wiem - powiedział szlochając - płacą mi a ja robię swoje.
Kalif zamachnął się nogą, a zabójca skulił się jak pies przy ścianie.
- Nie bij mnie! - krzyknął - przecież wszystko ci powiedziałem.
- Wiesz, co jak na ironie jesteś cholernie mało odporny na ból - uśmiechnął się do zabójcy.
- Odpieprz się - rzucił.
- Miałem cię zabić, zaraz potem jak wyciągnę z ciebie informację, ale jesteś tak żałosny, że szkoda brudzić żelazo - powiedział i schował szable.
Kalif odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Usłyszał metaliczny dźwięk za sobą. Instynktownie wyciągnął nóż i odwrócił się, zobaczył stojącego zabójcę z nożem. Zabójca zamachnął się i nóż utkwił mu w czole, padł na klepisko z nożem sterczącym z głowy. Kalif podszedł do ciała wyszarpnął nóż. Obtarł go o stygnące ciało Siriusza czy Siliusza i rozejrzał się w poszukiwaniu innego wyjścia. Długo nie musiał szukać, jak na każde dobre tajne przejście przystało znalazło się i zapasowe wyjście.

Było już bardzo późno, kiedy Martin wracał do swojego pokoju. otworzył powoli drzwi i wszedł do środka.
- No w końcu jesteś, już myślałem, że się nie doczekam - powiedział Kalif stojąc przy oknie.
Martina serce prawie wyrwało się z piersi.
- Kurwa - zaklął - czy ty nie możesz wejść jak człowiek.
- Za dużo świadków.
- Pójdę odpalić lampkę - powiedział złodziej i wyszedł na korytarz.
Odpalił lampkę od lampy na korytarzu.
- Złapałeś go? - Martin postawił lampkę na stole.
- Złapałem.
- I co?
- I nic.
- Powiedział, co wiedział?
- Tak.
- Puściłeś go? - popatrzył na Kalifa.
- Chciałem, ale nie dał mi wyboru - łowca popatrzył za okno.
Martin wstał i podszedł do łóżka.
- Kiedy spotkasz się z Diakonem?
- Właśnie wracam ze spotkania - odparł Kalif - powiedział, że odwali się ode mnie, ale w Midgarze nie mam już, czego szukać.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro, skoro świt.
- Idę spać - Martin naciągnął na siebie koc.
- Też się chyba już położę.

Słońce wstało nad Midgarem, budząc miasto do życia. Żółto-pomarańczowe promienie wschodzącego słońca rozlały się po dachach i murach kamienic.
Martin obudził się o świcie. Wstał, przeszedł do drugiego pokoju i zobaczył, że Kalifa już nie ma. Podszedł do okna i zapatrzył się w poranne niebo.
- Niech bogowie mają na ciebie oko - powiedział cicho i zamknął okno.



KONIEC


Sebastian Płocki

Dowcip z górnej półki (4)

Wyścig kolarski...
Jadą...
Na trasie wielka plama oleju niewiadomego pochodzenia...
Rosjanin wyjeżdżajac zza zakrętu z gromkim okrzykiem pędzi na spotkanie matuszki ziemi. Niemiec atakuje kierownicę roweru, bierze szturmem i przelatuje nad nią i po krótkiej solidnej walce grzmoci o ziemie. Anglik ze stoickim spokojem flegmatycznie zsuwa się ze swojego roweru i zajmuje pozycję horyzontalną pod kołami swojego bicykla, następnie francuz jak na prawdziwego kochanka przystało, chwilę balansuje wyprostowany po czym pada brzuchem na wyczekującą go tęsknie ulice. Wszyscy dają pokaz prawdziwie sportowej determinacji, walki i fantazji, tylko Polak wyjeżdżając jako jeden z ostatnich wziął i się zwyczajnie wypierdolił...

Tapeta na nowy tydzień (49)


Rozdzielczość: 1600x1200